sobota, 18 sierpnia 2018

Rozdział 1

Wampiry od zawsze miały możliwość wyłączenia człowieczeństwa.Miały te zdolność,mogły wyłączyć swoje uczucia,które posiada każdy człowiek.Taki wampir nigdy nie odczuje poczucia winy,nigdy nie będzie żałował,żadne emocje nie zmienią jego postępowania.Brzmi niezbyt przyjemnie,prawda? Ale niestety prawdziwie.
Damon znikł,wraz z nim John.Bonnie i Alarick uznali,że lepiej będzie dla mnie,gdy wrócę po prostu na ziemię.
Miałam żyć normalnie,tak jakby nic nigdy się nie wydarzyło....Ale czy to w ogóle było możliwe? Przecież nie można tak z dnia na dzień zapomnieć o kimś,kto był dla ciebie tak bardzo ważny.Od miesiąca tu tkwiłam.Tu? Mam na myśli Londyn,dom wraz z ojcem i naszą pomocą domową,Kathy.Jak żyłam? Tak naprawdę nie żyłam.W środku byłam martwa.Psychicznie wrak człowieka,który kompletnie był bezradny wobec tego co się dzieje wokół niego.
-Panienko? - Zawołała Kathy pukając do drzwi mojego pokoju. - Zrobiłam kolację.Zjesz z nami,czy przynieść ci do pokoju? - Milczałam.Nie odczuwałam głodu,ale i tak sporo schudłam,więc do posiłków musiałam się zmuszać.
-Zaraz zejdę. - Odpowiedziałam łaskawie i podniosłam się mozolnie z łóżka.Podeszłam do komody i przejrzałam się sobie w lustrze,które wisiało nad meblem. - Istny potwór - Skwitowałam się,tym razem mówiłam prawdę.Zaczerwienione oczy od płaczu,lekkie worki pod oczami przez zarwane noce.Nie wyczesane,potargane włosy i blade usta.Naprawdę nie wyglądałam dobrze.Z niechęcia nałożyłam niewielką ilość pudru na twarz,by zakryć te niedoskonałości i uczesałam włosy.Teraz wyglądałam odrobinę lepiej,a przynajmniej nie przypominałam psychopatki z horroru.
-Cześć córeczko - Przywitał mnie Tata,który siedział już przy stole.
-Hej - Rzuciłam na odczepne i zajęłam wolne krzesło.
-Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - Zapytał Tata lustrując mnie wzrokiem.
-Myślałam,że jak nałożę odrobinę pudru i pomadki na usta,to uniknę tych pytań. - Powiedziałam z kwasem na ustach.
-Jeśli chcesz porozmawiać...
-Nie chcę - Przerwałam ojcu.
-Nie wychodzisz z pokoju,mało jesz,unikasz rozmów.Ty naprawdę cierpisz. - Zauważył.
-Do wesela jej przejdzie - Uznała Kathy i nalała mi herbaty posyłając przy tym sedeczny uśmiech.
-Pamiętaj,że masz nas.Poza tym,jeśli się wygadasz będzie ci łatwiej. - Zaznaczył ostatnie słowa ojciec.
-Tato... - Rzuciłam mu znaczące spojrzenie. - Jeśli chcesz żebym tu zjadła,to nie naciskaj na mnie.Dobrze?
-Jak sobie życzysz. - Popił swoją kawę i zaczął konwersację z Kathy.Reszta czasu spędzonego w jadalni,przebiegła już w ciszy.Czułam,że Kathy i Tata co chwilę przyglądali mi się,myśląc ,że tego nie zauważę,ale niestety widziałam wszystko.Byłam świadoma,że lustrują mnie swoimi oczami.No cóż...Musiałam to chyba zaakceptować.
Każdy dzień był monotonny i taki pusty.Bonnie i Alarick stwierdzili,że zrobią wszystko by odzyskać Damon'a i głęboko w to wierzyłam,dlatego cały czas wyczekiwałam dalszego przebiegu wydarzeń,miałam wielką nadzieję,że pójdzie po naszej myśli.Nie mogłam dopuszczać innej opcji,bo chyba moje serce by pękło,gdyby okazało się,że straciłam Damon'a bezpowrotnie.Mówi się,że dopiero gdy coś stracisz,doceniasz to i w tym czasie już wiedziałam,co to za uczucie.



***


-Rick - Uchyliłam drzwi do pokoju saltzman'a.Siedział przy biurku i wypełniał jakąś papierkową robotę.
-Bonnie - Uniósł wzrok na mnie posyłając lekki wymuszony uśmiech.
-Hej - Przywitałam go wchodząc w głąb pomieszczenia. - Wybacz za wtargnięcie,szukałam cię. - Wyjaśniłam.Oboje mieliśmy jeden cel,dlatego zbliżyliśmy się do relacji przyjacielskiej.Dobrze dogadywaliśmy się,był dla mnie jak starszy brat.Rozumiał mój ból po stracie Damon'a....Salvatore był jego przyjacielem,ale moim również,dlatego połączenie sił było jak najbardziej przydatne. - Co ciekawego robisz? Mam nadzieję,że nie przeszkadzam.
-Nie przeszkadzasz.Wiesz o tym - Uśmiechnął się serdecznie.- Bonnie,jeśli chodzi o Damon'a to...Chyba rozkmniniłem,gdzie może być. - Wyznał niezbyt pewnie.Posłałam mu pytający wyraz twarzy,czekając na jego dalszą wypowiedź. - Nie jest w zaświatach.Sprawdziłem wszystko,jedna z czarownic mi pomogła stosując zaklęcie lokalizujące,wszystkie ślady wskazują na to,że jest od niedawna na Ziemi i to by wszystko wyjaśniało.
-Jest na ziemi? Tam gdzie Alex - Zaznaczyłam ostatnie słowo. - Myślisz,że chodzi o nią? 
-Nie sądze.Damon wyłączył swoje człowieczeństwo.Nic do niej pewnie już nie czuje.Myślę,że to sprawka John'a,który nie ma pojęcia,że Alex teraz jest na Ziemi.Najgorsze jest to,że nie wiemy,gdzie znajduje się dokładnie.
-Powinniśmy powiedzieć Alex? - Zapytałam mając nadzieję,że Rick udzieli racjonalnej odpowiedzi.
-Nie wiem,ale...Ona zacznie go szukać.Będzie chciała interweniować,a tak naprawdę...Nie mamy pojęcia,czy to wszystko się uda,nie wiemy,czy go odzyskamy,Bonnie.Musimy być przygotowani na najgorsze.Rozumiesz? 
-W stu procentach. - Odparłam. - I zrobimy wszystko by go odzyskać,prawda? 
-Musimy zrobić wszystko,co w naszej mocy.
Siedziałam u Rick'a dobrą godzinę.Zastanawialiśmy się nad różnymi sposobami,którymi mogliśmy przywrócić naszego Damon'a i tak naprawdę,każdy był dobry,ale nie wiedzieliśmy,czy się uda.I zostaje ta pieprzona niepewność i pytanie "Co będzie,gdy się nie uda? " 



***

Myślałem o niej.To nie tak...Że po wyłączeniu człowieczeństwa,zapomniałem jak bardzo kochałem Alex.Kocham ją nadal,ale nie czuje już obowiązku chronienia jej,nie odczuwam tęsknoty za nią,a moje myśli nie krążą tak namiętnie wokół niej.Mam wrażenie,że sentyment do Alex pozostał,lecz każda nitka więzi,którą z nią miałem,znacznie osłabła.Wydaje mi się,że nie odczuł bym wielkiego bólu,gdyby ta dziewczyna umarła,czasem zastanawiam się,czy w ogóle bym zareagował na jej krzywdę.Wyłączenie człowieczeństwa u wampira jest zupełnie nieludzkie.Przestajemy odczuwać ludzkie emocje.Coś blokuje nasze ludzkie reakcje na krzywdę drugiej osoby.Nie rusza nas to,czy komuś jest źle,czy dobrze.Kierujemy się egoistycznymy myślami,dbamy o nasz los,a nie o los innych osób.Wydaje mi się,że to zaczyna mi się podobać,wydaje mi się,że już nie czuje nic.Nie czuje bólu,nie czuję obowiązku dbania o innych.John doradził mi przeniesienie się na Ziemię.Oczywiście przypomniałem mu o tym,że nie powinienem tam przebywać,bo przecież nie jestem człowiekiem,ale on uznał,że w tej sytuacji to bardzo racjonalna decyzja.Przez jakiś czas tkwił ze mną,ale w końcu wrócił do zaświatów.Zostałem sam.Czasami zdarza mi się myśleć o Alex,ale bywają też chwile,gdy udaje mi się odgonić te myśli i wcale nie jest mi z tym źle.


***


Kolnejnego dnia Kathy od rana truła mi tyłek,abym gdzieś wyszła.Nie mogłam już tego znieść,uparcie dążyła do celu.
-Powinnaś iść chociaż na spacer.Nie mogę patrzeć jak całymi dniami siedzisz w tych czterech ścianach - Spoglądała na mnie z litością. - Idź na zakupy,do kina.Gdziekolwiek.Nie możesz się tak w sobie zamykać słonko. - Mówiła zmartwiona.Była kochana i miałam poczucie,że o mnie dba,że nie jestem jej obojętna.
-Zgoda,ale jak pójdę ten jeden raz,to przestaniesz mnie już męczyć? - Mój wyraz twarzy był monotonny.
-Zobaczymy,jak narazie wychodzisz z domu i idziesz się trochę rozerwać. - Wręczyła mi kartę bankową.
-A to po co? - Zapytałam głupio.
-To karta twojego taty.Przydadzą ci się jakieś pieniądze na zakupy.A tu masz jeszcze pin do niej - Podała mi również małą kartkę z pinem do karty.Posłałam jej lekki uśmiech i bez komentowania postanowiłam spełnić jej życzenie.Kathy martwiła się,a ja nie lubiłam gdy ktoś się o mnie martwił,musiałam ją trochę uspokoić,żeby nie myślała,że już totalnie zwariowałam.Wzięłam prysznic,a potem ubrałam się "Jak człowiek",mam na myśli to,że wyglądałam w miarę okey.Zrobiłam lepszy makijaż i wyczesałam włosy.Dom opuściłam po skończonym obiedzie.Pojechałam taksówką do centrum handlowego westfield london,to było moje ulubione centrum handlowe,które zazwyczaj odwiedzałam z Tatą lub Kathy,tym razem pobędę w nim sama.
Zdążyłam kupić kilka rzeczy już w godzinę od przybycia na miejsce.Kathy miałam rację,zakupy trochę poprawiły mi humor.Teraz pora kupić jakąś sukienkę.Ruszyłam do punktu,gdzie były zgromadzone sukienki,idąc do celu spostrzegłam znajomą mi postać.Chłopak stał tyłem,który znałam.Zwolniłam i zaczęłam się przypatrywać mu.Tkwił niedaleko KFC,chyba zastanawiał się co zamówić.Musiał w pewnym momencie zorientować się,że jest obserwowany,bo jego głowa automatycznie obróciła się prostą na moją postać.Stefan? To był Stefan i w dodatku mnie widział.Nie mogłam się wycofać ani zniknąć mu z pola widzenia.Uśmiechnęłam się nerwowo,a ten machnął mi ręką i w końcu zdobył się,by ruszyć w moim kierunku.Stałam nieruchomo,gdy chłopak podszedł od razu rozpromienił się na mój widok.
-Kogo ja tu widzę - Zmierzył mnie wzrokiem. - Zakupy? 
-Tak - Przytaknęłam. 
-Myślałem,że wyjechałaś. - Przypomniał mi - Ostatni raz jak...
-Bo wyjechałam - Wtrąciłam nerwowo.
-I wróciłaś - Podkreślił zadowolony.
-Owszem - Uśmiechnęłam się. - Co słychać? 
-Jak narazie chyba dobrze.Chemioterapia pomaga. - Wyznał.
-Czyli twój rak...
-Nie rozwija się jak narazie.Jestem pod opieką dobrych lekarzy.
-Cieszę się - Powiedziałam szczerze.
-Masz ochotę na kawę? Znam tutaj fajną kawiarnię z szarlotką taką jak lubisz - Zaznaczył sympatycznym tonem głosu. - Tylko proszę,nie odmawiaj.Jestem umierającym człowiekiem,więc? 
-Dobrze,pójdę z tobą na kawę - Westchnęłam ,a Stefan z ulgą się uśmiechnął szeroko.
-Panie przodem - Wyrecytował teatralnie.
Oboje zasiedliśmy przy jednym z stolików naszej niegdyś ulubionej kafejce.Dopiero teraz to sobie uświadomiłam,że gdy byliśmy razem,często to przychodziliśmy,a ja zawsze zamawiałam herbatę z szarlotką.
-Państwo już zdecydowali,co zamawiają? - Zapytała kelnerka tkwiąc już drugi raz przy naszym stoliku.
-Poproszę dla tej Pani herbatę cytrynową z szarlotką.A dla mnie kawa expresso.To będzie wszystko.
-Dobrze - Zapisała w swoim niedużym notesiku,posłała nam uśmiech i odeszła od stolika.
-Wow,pamięć masz dobrą - Skwitowałam łagodnie.
-Byłaś miłością mojego życia,jak mógłbym zapomnieć? 
-To miłe,Stefan - Uznałam.
-Dlaczego wróciłaś? 
-Moje plany się nieco pokrzyżowały,to długa historia.- Ucięłam i poprawiłam się na krześle.
-On...Zranił cię? - Zaczął ostrożnie.
-On? 
-Domyśliłem się,że kogoś masz. - Wyjaśnił.
-Nie chcę o tym rozmawiać.Przynajmniej nie teraz,dobrze? 
-Jasne,nie będę naciskał - Uspokoił mnie. - Co u taty? 
-Chyba wszystko po staremu.- Odparłam. - A ty? Masz kogoś? 
-Nie - Zaprzeczył. - Jakoś nie czuje potrzeby pakowania się w związek. - Odrzekł.
-Z powodu raka? - Lekko zmarszczyłam brwi.Czy był szczęśliwy jako samotny człowiek? 
-W dużej mierze tak,ale nadal mam nadzieję,że jest szansa na wygranie z rakiem.
-Wygrasz te walkę,musisz w to wierzyć,a wszystko się ułoży. - Starałam się dodać mu otuchy.
-Wiesz...Kiedyś to ja podtrzymywałem cię na duchu,a teraz...Robisz to ty - Zauważył.
-Byliśmy razem.To zupełnie normalne - Przypomniałam.
-Dlaczego właściwie wróciłaś? - Dociekał dalej.
-Trochę nie poszło po mojej myśli.No wiesz...Czasami tak jest,że coś nie wychodzi.
-Wierzysz w przeznaczenie? 
-Może - Wzruszyłam ramionami,a Stefan zaczął mi się dłużej przypatrywać.
-Boże... - Westchnął.
-Co? - Wzdrygnęłam się - Coś nie tak? 
-Jesteś taka piękna.
-Dziękuje - Odparłam z lekkimi rumieńcami na twarzy.Chłopak przechylił głowę zaglądając mi nieco głębiej w oczy,jakby chciał coś w nich znaleźć.Przez krótką chwilę zastygliśmy w patrzeniu na siebie nawzajem,do momentu gdy nie przybyła kelnerka z naszymi zamówieniami.Sympatycznie i miło podała z swojej tacy,którą trzymała kawę expresso dla Stefan'a i moją szarlotkę z herbatą.Podziękowaliśmy,a gdy odeszła upiłam łyk herbaty z filiżanki.Jej smak nie zmienił się,dokładnie taki smak i aromat jaki lubiłam.Spędziliśmy z Stefan'em w centrum handlowym jeszcze jakieś dobre 2 godziny.Później zdecydowałam,że wrócę już do domu i tak właśnie zrobiłam,oczywiście przed pożegnaniem się z chłopakiem,wymieniliśmy się oboje numerami telefonów.Chyba byliśmy zadowoleni z tego nieoczekiwanego spotkania,bo tak naprawdę nie spodziewałam się,że mogę się tu natknąć na Stefan'a.Wróciłam do domu,na samym starcie gdy wkroczyłam do budynku poczułam miłe zapachy wydobywające się z kuchni.Pewnie to sprawka Kathy.Od razu poczułam się głodna.
-Co robisz? - Zapytałam po przejściu do kuchni w której zobaczyłam naszą kochaną pomoc domową.
-Zapiekankę. - Odpowiedziała ciepło. 
-Jestem głodna,koszmarnie głodna. - Jęknęłam.
-Oh,parę minut wytrzymasz.Jak było na zakupach? Widzę,że dobrze - Spojrzała uśmiechnięta na moje torby z zakupmi.Było ich kilka. - Zaszalaś,co ładnego sobie kupiłaś? 
-Sukienkę i kilka par dżinsów.Nic specjalnego.Zgadnij kogo spotkałam. - Zaśmiałam się.
-Hm Harry'ego Styles'a? - Roześmiała się.
-Nie,Stefan'a. - Odpowiedziałam.



***


Po skończeniu zajęć postanowiłam pójść z Caroline do kafejki.Chciałam się komuś wygadać,a Rick aktualnie miał trening z innymi uczniami.Idąc do kafejki nie spodziewałam się,że spotkam John'a,ale tak się stało.Zatrzymałam się łapiąc głębszy oddech,zauważyłam,że profesor kieruje się w moim kierunku,pewnie będzie chciał rozmawiać.Korytarz był pusty,tak naprawdę przechadzały się po nim pojedyncze osoby,cóż reszta miała jeszcze lekcje,lub po prostu siedziała w pokojach.Nasze spojrzenia się zderzyły,nie było już odwrotu.John podszedł i stał jakiś metr ode mnie.W tej chwili wiedziałam,że rozmowa jest konieczna.
-Bonnie - Odezwał się. - Jak się masz? 
-Wróciłeś. - Zasyczałam z lekką wściekłością widząc jego zadowolenie na twarzy.
-Od kiedy jesteśmy na "Ty"? - Zwrócił mi uwagę.
-Po tym jak zabrałeś nam Damon'a - Syknęłam.
-Zrobiłem to w słusznym celu i ty dobrze o tym wiesz - Wyjaśnił spokojnie.
-Wyłączył człowieczeństwo przez ciebie - Wycedziłam przez zęby.
-To było konieczne.Zakochał się,stracił rozum. - Pokręcił głową,jakby to było dla niego coś złego.
-Czy on....Czy on wróci? - Zapytałam wahając się odpowiedzi.
-Wróci,gdy Alex zniknie.Gdy...Przestanie istnieć. - Szepnął z intrygą w głosie. - Takie mamy prawo.
-Nie możesz jej zrobić krzywdy. - Warknęłam.
-Dlaczego? - Przechylił głową próbując coś wyczytać z mej twarzy.
-Bo jej tu nie ma - Walnęłam prosto z mostu,a John gwałtownie się do mnie przybliżył.
-Gdzie jest dziewczyna!? - Zawarczał rozgniewany.Rzuciłam mu zimne spojrzenie zastanawiając się nad odpowiedzią. - Bonnie,gdzie jest....Dziewczyna? - Wyszeptał wściekły.
-Nie tak agresywnie,John - Rzucił upominającym tonem Alarcik,który na szczęście zjawił się w porę.
-Rick - John odsunął się spokojnie ode mnie,a jego oczy przeniosły się ku Rick'owi.
-Widzę,że towarzystwa nie brakuje - Wymamrotał ironicznie nasz przeciwnik,ale chyba tylko ja zdołałam to usłyszeć.Alarick podszedł do nas bliżej posyłając do John'a złoworgie spojrzenie.
-Chcemy odzyskać naszego przyjaciela - Orzekł Rick.
-I odzyskacie.Jeśli Alex będzie martwa. - Zakomunikował profesor.
-Nie tkniesz jej. - Zaprzeczył Saltzman.
-Dlaczego? - Zapytał natychmiast. - Gdzie jest dziewczyna,Rick? - Dodał.
-Daleko od ciebie. - Odpowiedział bez namysłu. - Bonnie,idziemy - Chwycił mnie za łokiec i lekko pociagnął.
-Poczekaj,Rick. - Oparłam się. - Ja...Muszę wiedzieć. - Szepnęłam znaczącym głosem.
-Bonnie,to nie ma sensu.
-Rick,muszę. - Uniosłam w lekkiej desperacji głos i odeszłam od Rick'a kierując się w stronę John'a.
-Bonnie... - Powiedział,ale nim zdążył kontynuować,byłam tuż przed profesorem.
-Jedną rzecz muszę wiedzieć. - Zakomunikowałam stanowczo do John'a. - Kto zabił Danielle?
-A jak myślisz? Spodziewasz się,że to ja ją zabiłem? Dlaczego miałbym to robić? - Patrzył na mnie zwycięsko.
-To ty ją zabiłeś. - Wytknęłam mu oskarżycielsko.
-Nie Bonnie.Wiesz dlaczego? Bo była moja koleżanką z pracy.Nie miałem powodu jej zabijać.
-Więc...Kto ją zabił? - Wyszeptałam patrząc z nadzieją na profesora.
-Bonnie...Wiesz kto.Po prostu nie chcesz tego przyznać. - Wypalił.Trafił w dziesiątkę.
-Damon nie jest zabójcą. - Zaprotestowałam. - Zmusiłeś go do wyłączenia człowieczeństwa! 
-Damon ją zabił,bo była wilkołakiem,podobnie jak Alex,czyż nie? - Uśmiechnął się triumfalnie.
-To twoja wina....To wszystko twoja...
-Nie Bonnie.To wina Alex....Dlatego musi zostać zgładzona. - Odparł po czym odwrócił się odchodząc.

_____________________________________________________________________________________________